Dwuznaczności „Taksówkarza”
Opowiada się tutaj historię nader osobliwą. Oto człowiek, który zabija trzech ludzi - a wcześniej jeszcze czwartego - pasowany zostaje na prawdziwego bohatera. To prawda, że zabójca jest wielce sympatyczny, a jego ofiary to podlece jak rzadko, z tym wszystkim jednak nie sposób oprzeć się wrażeniu, że mamy tu do czynienia z historią bardzo dwuznaczną moralnie. Zresztą czy rzeczywiście dwuznaczną? Jak się zdaje, twórcy filmu nie mają żadnych wątpliwości. Dobrze się stało, jak się stało. Bohaterowi należą się jedynie słowa uznania i wdzięczności, a i dziewczyna, która nie chciała go kochać, winna teraz bez żadnego „ale" ofiarować mu własne serce... „Taksówkarz” kończy się wielkim happy endem. I co by się nie rzekło, ten happy end na milę cuchnie pochwałą samosądu.
Film zbudowano ze stereotypów dość powszechnych w kulturze amerykańskiej. Mamy więc przede wszystkim samotnego bohatera, który na własną rękę walczy ze złem. Fakt, że toczy on swoją walkę, nie oglądając się na obowiązujące prawa i oficjalny wymiar sprawiedliwości, też nie jest żadną nowością. Tak właśnie bywało w westernach czy filmach gangsterskich. Moralność szła przed prawem, zbrodni należała się kara niezależnie od tego, co mogliby na jej temat rzec prokuratorzy, adwokaci i sędziowie. Zresztą dobrze wiadomo, że wobec zbrodni prawo bywa bardzo często bezradne. Toteż rewolwer w rękach uczciwego człowieka bywa niekiedy najlepszym środkiem wymiaru sprawiedliwości. „Taksówkarz” powtarza więc wątki dość tradycyjne, ale też nie jest to western czy film gangsterski. Nie ma tu nic z bajki, którą się opowiada ku pokrzepieniu serc i rozrywce. Samotny kowboj, rycerz sprawiedliwości nie błądzi po preriach Dzikiego Zachodu, lecz po ulicach współczesnego miasta. Przestępstwo, z którym walczy bohater, to nie skrywane machinacje gangsterów, lecz rzecz jawna. Widzi ją każdy mieszkaniec wielkiej metropolii. Zresztą niejeden tak zwany uczciwy obywatel ma w tym wszystkim swój udział.
W „Taksówkarzu” mamy do czynienia z charakterystyczną sprzecznością. Z jednej strony pokazuje się nowy typ przestępczości, z drugiej stara się z nią walczyć za pomocą tradycyjnych środków. Nim jednak pójdziemy dalej, najpierw kilka słów, o jaką przestępczość chodzi.
Najogólniej rzecz biorąc, pokazuje się tutaj zbrodnię, która rodzi się z rozkładu obyczajowego i kryzysu wiary w tradycyjne normy i wartości społeczne. Jest w filmie scena, gdy grupka podrostków obrzuca kamieniami przejeżdżającą taksówkę. Po co? Zapewne ot tak sobie, żeby się coś działo. Trzynastoletnia dziewczyna ucieka od rodziców i zaczyna uprawiać prostytucję, bo w domu było nudno. Jest więc najpierw pustka i nuda, a potem alkohol i narkotyki, a potem już zwykła zbrodnia. Rozhisteryzowany złodziejaszek, którego w sklepie zabija bohater, najprawdopodobniej jest narkomanem pragnącym zdobyć pieniądze na kolejną porcję białego szaleństwa.
Zbrodnia, którą się w „Taksówkarzu” opisuje, jest przejawem choroby toczącej społeczeństwo. Rzecz znamienna, właściwie od tej choroby nikt nie jest wolny. A w każdym razie z całą pewnością chory jest także główny bohater filmu. Jest przecież rzeczą przypadku, że ofiarami stają się przestępcy, a nie kandydat na prezydenta.
Film świadom jest przemian, które zachodzą w świadomości społeczeństwa amerykańskiego. Przestępstwo to tylko przejaw tych przemian. Co jednak można zrobić w tej sytuacji? Rzucać pusto brzmiące slogany o ludowładztwie, którymi posługuje się kandydat na prezydenta? Czy może coś innego?
Odpowiedź, którą film przynosi, jest więcej niż prosta. Trzeba strzelać i zabijać wszystkich tych alfonsów i handlarzy narkotykami. Zbrodnię wytępić można tylko tymi metodami, które okazały się skuteczne, gdy podbijano Dziki Zachód. Niech moralność raz jeszcze uzbroi się w szybkostrzelne rewolwery.
Cóż można o tym rzec? Można moralizować, można krytykować tradycjonalizm i krótkowzroczność odpowiedzi, nie sposób jednak nie zauważyć, że właśnie sprzeczność między opisem choroby i wskazówkami, jak ją leczyć, sygnalizuje najmocniej, z jak złożonymi sprawami mamy tu do czynienia.
Jerzy Niecikowski
Film zbudowano ze stereotypów dość powszechnych w kulturze amerykańskiej. Mamy więc przede wszystkim samotnego bohatera, który na własną rękę walczy ze złem. Fakt, że toczy on swoją walkę, nie oglądając się na obowiązujące prawa i oficjalny wymiar sprawiedliwości, też nie jest żadną nowością. Tak właśnie bywało w westernach czy filmach gangsterskich. Moralność szła przed prawem, zbrodni należała się kara niezależnie od tego, co mogliby na jej temat rzec prokuratorzy, adwokaci i sędziowie. Zresztą dobrze wiadomo, że wobec zbrodni prawo bywa bardzo często bezradne. Toteż rewolwer w rękach uczciwego człowieka bywa niekiedy najlepszym środkiem wymiaru sprawiedliwości. „Taksówkarz” powtarza więc wątki dość tradycyjne, ale też nie jest to western czy film gangsterski. Nie ma tu nic z bajki, którą się opowiada ku pokrzepieniu serc i rozrywce. Samotny kowboj, rycerz sprawiedliwości nie błądzi po preriach Dzikiego Zachodu, lecz po ulicach współczesnego miasta. Przestępstwo, z którym walczy bohater, to nie skrywane machinacje gangsterów, lecz rzecz jawna. Widzi ją każdy mieszkaniec wielkiej metropolii. Zresztą niejeden tak zwany uczciwy obywatel ma w tym wszystkim swój udział.
W „Taksówkarzu” mamy do czynienia z charakterystyczną sprzecznością. Z jednej strony pokazuje się nowy typ przestępczości, z drugiej stara się z nią walczyć za pomocą tradycyjnych środków. Nim jednak pójdziemy dalej, najpierw kilka słów, o jaką przestępczość chodzi.
Najogólniej rzecz biorąc, pokazuje się tutaj zbrodnię, która rodzi się z rozkładu obyczajowego i kryzysu wiary w tradycyjne normy i wartości społeczne. Jest w filmie scena, gdy grupka podrostków obrzuca kamieniami przejeżdżającą taksówkę. Po co? Zapewne ot tak sobie, żeby się coś działo. Trzynastoletnia dziewczyna ucieka od rodziców i zaczyna uprawiać prostytucję, bo w domu było nudno. Jest więc najpierw pustka i nuda, a potem alkohol i narkotyki, a potem już zwykła zbrodnia. Rozhisteryzowany złodziejaszek, którego w sklepie zabija bohater, najprawdopodobniej jest narkomanem pragnącym zdobyć pieniądze na kolejną porcję białego szaleństwa.
Zbrodnia, którą się w „Taksówkarzu” opisuje, jest przejawem choroby toczącej społeczeństwo. Rzecz znamienna, właściwie od tej choroby nikt nie jest wolny. A w każdym razie z całą pewnością chory jest także główny bohater filmu. Jest przecież rzeczą przypadku, że ofiarami stają się przestępcy, a nie kandydat na prezydenta.
Film świadom jest przemian, które zachodzą w świadomości społeczeństwa amerykańskiego. Przestępstwo to tylko przejaw tych przemian. Co jednak można zrobić w tej sytuacji? Rzucać pusto brzmiące slogany o ludowładztwie, którymi posługuje się kandydat na prezydenta? Czy może coś innego?
Odpowiedź, którą film przynosi, jest więcej niż prosta. Trzeba strzelać i zabijać wszystkich tych alfonsów i handlarzy narkotykami. Zbrodnię wytępić można tylko tymi metodami, które okazały się skuteczne, gdy podbijano Dziki Zachód. Niech moralność raz jeszcze uzbroi się w szybkostrzelne rewolwery.
Cóż można o tym rzec? Można moralizować, można krytykować tradycjonalizm i krótkowzroczność odpowiedzi, nie sposób jednak nie zauważyć, że właśnie sprzeczność między opisem choroby i wskazówkami, jak ją leczyć, sygnalizuje najmocniej, z jak złożonymi sprawami mamy tu do czynienia.
Jerzy Niecikowski
Do czytania
- Przybliżenie ludzkiej pracy FILM: 18/1978, strona 3
- Dwuznaczności „Taksówkarza” FILM: 18/1978, strona 5
- Z ducha poezji FILM: 18/1978, strona 14
Pozostałe strony
- strona 1 wydanie: 18/1978
- strona 2 wydanie: 18/1978
- strona 3 wydanie: 18/1978
- strona 4 wydanie: 18/1978
- strona 5 wydanie: 18/1978
- strona 6 wydanie: 18/1978
- strona 7 wydanie: 18/1978
- strona 8 wydanie: 18/1978
- strona 9 wydanie: 18/1978
- strona 10 wydanie: 18/1978
- strona 11 wydanie: 18/1978
- strona 12 wydanie: 18/1978
- strona 13 wydanie: 18/1978
- strona 14 wydanie: 18/1978
- strona 15 wydanie: 18/1978
- strona 16 wydanie: 18/1978
- strona 17 wydanie: 18/1978
- strona 18 wydanie: 18/1978
- strona 19 wydanie: 18/1978
- strona 20 wydanie: 18/1978
- strona 21 wydanie: 18/1978
- strona 22 wydanie: 18/1978
- strona 23 wydanie: 18/1978
- strona 24 wydanie: 18/1978