Nie lubię ekshibicjonizmu
78-letni Luis Buñuel stroni od kontaktów z prasą, ostatnio jednak zrobił wyjątek dla pisarki Eleny Poniatowskiej. Jej wywiad ukazał się w pismach „Novedades de México” i „Cambio 16”. Oto fragmenty wypowiedzi wybitnego reżysera.
Jestem samotnikiem. Wielkim samotnikiem. Lubię samotność, ponieważ mogę ją w każdej chwili przerwać.
Unikam wywiadów. Od piętnastu lat nie udzieliłem żadnego. Postanowiłem sobie, że nie udzielę ani jednego wywiadu. Nie jestem mówcą, ale mówiąc - zawsze podkreśla się słowo gestem i wymową.
Intonacja zdania i wyraz twarzy zmienia bezpośrednią ekspresję słowa i to jest właśnie to, czego nigdy nie jest w stanie uchwycić magnetofon. Nie cierpię aparatów elektronicznych i magnetofonów. Wiele razy opowiadam jakiś błahy dowcip, a wygląda to, jakbym mówił poważnie.
Teraz niczego nie czytam, nawet w nocy przed zaśnięciem. Od roku niczego nie czytam. Tylko tytuły dzienników i czasopism, bo żle widzę. Potrzebuję specjalnego oświetlenia, tak więc nic z książek.
W mojej młodości znałem wszystkich Rosjan, ponieważ Hiszpania była jednym z tych krajów Europy, w których najlepiej znano rosyjskich autorów.
Wydawali mi się wspaniali. Kiedy przyjechałem do Paryża w roku 1928, pierwsze zetknięcie z europejską elitą intelektualną było surrealistami. Zaskoczyło ich, że my, Hiszpanie, jesteśmy tak oczytani; oni nie czytali nawet połowy tego co my. Nie mieli nawet tylu przekładów. To była wielka epoka mojej młodości - do 1925 roku - czas lektury pisarzy rosyjskich. Potem zająłem się literaturą francuską. Przeczytałem Prousta i znudził mnie. Do tej pory nie powróciłem do Prousta, nie wiem, czemu mnie znudził. Może gdybym teraz go przeczytał, podobałby mi się, ale to już niemożliwe.
Czytałem również dużo Amerykanów... Faulkner mnie znudził, ale jest dwóch czy trzech autorów północnoamerykańskich, którzy wydali mi się znakomici, choć nie pamiętam ich nazwisk. John Dos Passos nie podobał mi się wcale. Poznałem go osobiście. Hemingway był moim przyjacielem. Ale również nie podoba mi się sposób, w jaki pisze.
Poznałem ich, kiedy byłem w Ambasadzie Republiki Hiszpańskiej w Paryżu; pracowałem tam jako szef informacji. Trwała wojna domowa i wielu ludzi jechało do Hiszpanii, a moim obowiązkiem było wiedzieć, po co każdy z nich jedzie i dać im „laissez-passer", ówczesne wizy. W ten sposób dałem „salvoconducto" - glejt bezpieczeństwa - Ernestowi Hemingwayowi, Johnowi Dos Passosowi i Jorisowi Ivensowi.
Po okresie pracy w Ambasadzie Hiszpanii w Paryżu zostałem wysłany z paszportem dyplomatycznym do Stanów Zjednoczonych, w misji oficjalnej, i przebywałem tam siedem lat, pracując w Muzeum Sztuki Nowoczesnej jako reżyser i producent krótkometrażówek kulturalnych. Byłem w Hollywood, w domu René Claira, kiedy Denise Tual, pierwsza producentka Bressona, zaproponowała mi przeniesienie na ekran „Domu Bernardy Alba" Federico Garcii Lorki. Potem wyjechaliśmy do Meksyku i w 1948 roku otrzymaliśmy obywatelstwo meksykańskie. Nie jesteśmy uciekinierami. Pierwszy film, jaki zrobiłem w Meksyku, to było „Gran Casino" z Jorge Negrete i Libertad Lamarque. Przeplatały się tanga z muzyką ludowych zespołów mariachis... Ale ja nie lubię mariachis.
Prawdą jest, że zachowałem tylko słabe piętno surrealizmu mojej epoki i nic więcej. Ewoluowałem wraz z surrealizmem i z moją epoką. Moje ostatnie filmy nie były surrealistyczne, ale zachowały ducha surrealizmu. Interesuje mnie to, co nieoczekiwane i enigmatyczne, a jeśli jest to coś, co mi się przydarzyło, włączam to do filmu. W „Mrocznym przedmiocie pożądania" historia jest dość prosta, film jest zaledwie naszkicowany. Chodzi o dojrzałego mężczyznę zakochanego w dziewicy, która mu się nigdy nie odda. Historia jest zarysowana i przedstawiona za pomocą elementów trochę dziwnych, które nagle mi się objawiały. Nie przemyślałem ich, nie było ich w scenariuszu, nic z tego. Po prostu włączam je do filmu.
Byłem naznaczony przez religię, gdyż w dzieciństwie wychowywali mnie jezuici, a to formuje charakter na całe życie. Być z jezuitami od siódmego do piętnastego roku życia to coś znaczy, no nie? W szesnastym roku życia przestałem rosnąć i zacząłem myśleć samodzielnie. Nie praktykuję, nie jestem religijny, nigdy nie chodzę na mszę i w nic nie wierzę, ale religia ma dla mnie duże znaczenie.
Jednakże twierdzenie, że moja generacja jest napiętnowana przez sutannę i seks, wydaje mi się z gruntu fałszywe. Ja należę do „pokolenia 27", pokolenia wszystkich młodych poetów, którzy teraz są starymi: Garda Lorca, Aleixandre, Guillen, Damaso Alonso, Alberti. Wszyscy z „27" są wielkimi liberałami, demokratami - jedni rewolucjonistami, inni anarchistami, jeszcze inni komunistami - ale wszyscy są liberałami i lewicowcami.
Nie ulegam skandalom ani nie lubię ich stwarzać. Również nie lubię pornografii. Poszedłem obejrzeć „Ostatnie tango w Paryżu" i wyszedłem. Odrażające. Poszedłem je zobaczyć, ponieważ mieliśmy zaangażować Marię Schneider. Pracowała ze mną dwa dni i - koniec! Wyszedłem z „Ostatniego tanga...", ponieważ nie lubię pornograficznego ekshibicjonizmu. W „Piękności dnia" są niektóre sceny, które wydać się mogą odważne, ale to były żarty, zuchwałe żarty. W żadnym razie nie pornografia. Dla mnie pornografią jest oglądanie czynności fizjologicznych. Nigdy nie filmowałem żadnej czynności fizjologicznej. Nigdy nie zrobiłem filmu erotycznego. W moich filmach są bardzo mocne momenty, ale może je oglądać nawet ośmioletnie dziecko.
Jestem trochę antyfeministą, to znaczy myślałem tak do niedawna. Sądziłem, że „Mroczny przedmiot pożądania" rozgniewa feministki w Stanach Zjednoczonych, ale nie, bardzo się im podobał. Wynika z tego, że nie wiem, co to jest antyfeminizm. Myślę, że pragnienie panowania, władzy ogarnęło amerykańskie kobiety do niewiarygodnych granic. Wierzę w prawa kobiet, tak jak i w prawa mężczyzn, owszem, wierzę, że kobiety mogą być prezydentami, wszystkim, czym chcą, ale nie podobają mi się te ostateczne granice, do których doszły niektóre organizacje kobiece.
Absolutnie nie lubię terrorystów. Porywaczy? To zależy. Są pewne motywacje polityczne, które wydają mi się nielegalne, ale przynajmniej wytłumaczalne. W terroryzmie istnieje z siedem czy osiem tendencji, począwszy od szaleńca, który porywa samolot, i sportowca, który zaoija przede wszystkim dla sportu. Gdybym był młodszy, nawet infantylny, może by mnie to pociągało! Do licha, strzelać zamiast rozmawiać czy startować w mistrzostwach narciarskich. To, co jest bardzo sportowe, jest niebezpieczne. A niebezpieczeństwo podoba mi się, lubię na nie patrzeć z bliska.
Nigdy nie chodzę teraz do kina. Bergman wcale mi się nie podoba. Nudził mnie bardzo, z wyjątkiem jednego czy dwóch jego filmów, których w tym momencie nawet nie pamiętam. Natomiast Felliniego nigdy nie zapomnę. Ten mnie fascynuje! Podoba mi się również Visconti z punktu widzenia formalnego: urzeka mnie jego świat, jego zewnętrzna rzeczywistość, meble, sufity, wielkie stoły, klejnoty kobiet i tak dalej... Jestem wielkim przyjacielem Carlosa Saury, bardzo go kocham, ale prawdą jest, że nie podoba mi się, gdy zaczyna moralizować, filozofować i głosić pseudometa- fizyczne tezy.
Catherine Deneuve wypadła bardzo dobrze w „Piękności dnia". W „Tristanie" gorzej, ponieważ Tristana powinna być hiszpańską dziewczyną z Toledo, a wszyscy wiedzieli, że to Catherine Deneuve. To zresztą tylko moje przypuszczenia. Oczywiście, mogłem powiedzieć „nie", ale robiłem z nią „Piękność dnia", więc zaangażowałem ją do „Tristany". Podoba mi się bardzo w drugiej części, kiedy gra kulawą, reszta jest niedobra. Catherine Deneuve w roli sieroty z Toledo - to jest kompletny fałsz. Jeden z błędów filmu, przyznaję to. Catherine Deneuve jest ładna, ale zimna.
Nie mam szczególnych predylekcji, jeśli chodzi o aktorki, jestem poza tym. Gdy przystępuję do realizacji filmu, widzę wszystko obiektywnie, także aktorki i aktorów, mówię sobie: ten typ mi odpowiada, ten - nie. Zresztą nie mam wielu przyjaciół wśród aktorów, chyba dwóch: Paco Rabala, który był zawsze moim bardzo dobrym przyjacielem, a przyjaźń nawiązała się poprzez film. i naturalnie Fernando Reya. Fernando Rey, prócz tego, że jest bardzo dobrym aktorem, jest też bardzo inteligentny. Z pozostałymi mam tylko kontakt podczas kręcenia filmu.
Nie rozumiem, za co mnie cenią. Na przykład nie rozumiem, dlaczego mam w filmie nazwisko. Moje filmy są złe, niektóre bardzo złe. Dlatego właśnie nie rozumiem, skąd to nazwisko. Mówię zupełnie szczerze, to nie jest fałszywa skromność.
Wybór i tłumaczenie: Alicja Zalewska
Jestem samotnikiem. Wielkim samotnikiem. Lubię samotność, ponieważ mogę ją w każdej chwili przerwać.
Unikam wywiadów. Od piętnastu lat nie udzieliłem żadnego. Postanowiłem sobie, że nie udzielę ani jednego wywiadu. Nie jestem mówcą, ale mówiąc - zawsze podkreśla się słowo gestem i wymową.
Intonacja zdania i wyraz twarzy zmienia bezpośrednią ekspresję słowa i to jest właśnie to, czego nigdy nie jest w stanie uchwycić magnetofon. Nie cierpię aparatów elektronicznych i magnetofonów. Wiele razy opowiadam jakiś błahy dowcip, a wygląda to, jakbym mówił poważnie.
Lektury
Teraz niczego nie czytam, nawet w nocy przed zaśnięciem. Od roku niczego nie czytam. Tylko tytuły dzienników i czasopism, bo żle widzę. Potrzebuję specjalnego oświetlenia, tak więc nic z książek.
W mojej młodości znałem wszystkich Rosjan, ponieważ Hiszpania była jednym z tych krajów Europy, w których najlepiej znano rosyjskich autorów.
Wydawali mi się wspaniali. Kiedy przyjechałem do Paryża w roku 1928, pierwsze zetknięcie z europejską elitą intelektualną było surrealistami. Zaskoczyło ich, że my, Hiszpanie, jesteśmy tak oczytani; oni nie czytali nawet połowy tego co my. Nie mieli nawet tylu przekładów. To była wielka epoka mojej młodości - do 1925 roku - czas lektury pisarzy rosyjskich. Potem zająłem się literaturą francuską. Przeczytałem Prousta i znudził mnie. Do tej pory nie powróciłem do Prousta, nie wiem, czemu mnie znudził. Może gdybym teraz go przeczytał, podobałby mi się, ale to już niemożliwe.
Czytałem również dużo Amerykanów... Faulkner mnie znudził, ale jest dwóch czy trzech autorów północnoamerykańskich, którzy wydali mi się znakomici, choć nie pamiętam ich nazwisk. John Dos Passos nie podobał mi się wcale. Poznałem go osobiście. Hemingway był moim przyjacielem. Ale również nie podoba mi się sposób, w jaki pisze.
Republika
Poznałem ich, kiedy byłem w Ambasadzie Republiki Hiszpańskiej w Paryżu; pracowałem tam jako szef informacji. Trwała wojna domowa i wielu ludzi jechało do Hiszpanii, a moim obowiązkiem było wiedzieć, po co każdy z nich jedzie i dać im „laissez-passer", ówczesne wizy. W ten sposób dałem „salvoconducto" - glejt bezpieczeństwa - Ernestowi Hemingwayowi, Johnowi Dos Passosowi i Jorisowi Ivensowi.
Po okresie pracy w Ambasadzie Hiszpanii w Paryżu zostałem wysłany z paszportem dyplomatycznym do Stanów Zjednoczonych, w misji oficjalnej, i przebywałem tam siedem lat, pracując w Muzeum Sztuki Nowoczesnej jako reżyser i producent krótkometrażówek kulturalnych. Byłem w Hollywood, w domu René Claira, kiedy Denise Tual, pierwsza producentka Bressona, zaproponowała mi przeniesienie na ekran „Domu Bernardy Alba" Federico Garcii Lorki. Potem wyjechaliśmy do Meksyku i w 1948 roku otrzymaliśmy obywatelstwo meksykańskie. Nie jesteśmy uciekinierami. Pierwszy film, jaki zrobiłem w Meksyku, to było „Gran Casino" z Jorge Negrete i Libertad Lamarque. Przeplatały się tanga z muzyką ludowych zespołów mariachis... Ale ja nie lubię mariachis.
Surrealizm
Prawdą jest, że zachowałem tylko słabe piętno surrealizmu mojej epoki i nic więcej. Ewoluowałem wraz z surrealizmem i z moją epoką. Moje ostatnie filmy nie były surrealistyczne, ale zachowały ducha surrealizmu. Interesuje mnie to, co nieoczekiwane i enigmatyczne, a jeśli jest to coś, co mi się przydarzyło, włączam to do filmu. W „Mrocznym przedmiocie pożądania" historia jest dość prosta, film jest zaledwie naszkicowany. Chodzi o dojrzałego mężczyznę zakochanego w dziewicy, która mu się nigdy nie odda. Historia jest zarysowana i przedstawiona za pomocą elementów trochę dziwnych, które nagle mi się objawiały. Nie przemyślałem ich, nie było ich w scenariuszu, nic z tego. Po prostu włączam je do filmu.
Religia
Byłem naznaczony przez religię, gdyż w dzieciństwie wychowywali mnie jezuici, a to formuje charakter na całe życie. Być z jezuitami od siódmego do piętnastego roku życia to coś znaczy, no nie? W szesnastym roku życia przestałem rosnąć i zacząłem myśleć samodzielnie. Nie praktykuję, nie jestem religijny, nigdy nie chodzę na mszę i w nic nie wierzę, ale religia ma dla mnie duże znaczenie.
Jednakże twierdzenie, że moja generacja jest napiętnowana przez sutannę i seks, wydaje mi się z gruntu fałszywe. Ja należę do „pokolenia 27", pokolenia wszystkich młodych poetów, którzy teraz są starymi: Garda Lorca, Aleixandre, Guillen, Damaso Alonso, Alberti. Wszyscy z „27" są wielkimi liberałami, demokratami - jedni rewolucjonistami, inni anarchistami, jeszcze inni komunistami - ale wszyscy są liberałami i lewicowcami.
Pornografia
Nie ulegam skandalom ani nie lubię ich stwarzać. Również nie lubię pornografii. Poszedłem obejrzeć „Ostatnie tango w Paryżu" i wyszedłem. Odrażające. Poszedłem je zobaczyć, ponieważ mieliśmy zaangażować Marię Schneider. Pracowała ze mną dwa dni i - koniec! Wyszedłem z „Ostatniego tanga...", ponieważ nie lubię pornograficznego ekshibicjonizmu. W „Piękności dnia" są niektóre sceny, które wydać się mogą odważne, ale to były żarty, zuchwałe żarty. W żadnym razie nie pornografia. Dla mnie pornografią jest oglądanie czynności fizjologicznych. Nigdy nie filmowałem żadnej czynności fizjologicznej. Nigdy nie zrobiłem filmu erotycznego. W moich filmach są bardzo mocne momenty, ale może je oglądać nawet ośmioletnie dziecko.
Feminizm
Jestem trochę antyfeministą, to znaczy myślałem tak do niedawna. Sądziłem, że „Mroczny przedmiot pożądania" rozgniewa feministki w Stanach Zjednoczonych, ale nie, bardzo się im podobał. Wynika z tego, że nie wiem, co to jest antyfeminizm. Myślę, że pragnienie panowania, władzy ogarnęło amerykańskie kobiety do niewiarygodnych granic. Wierzę w prawa kobiet, tak jak i w prawa mężczyzn, owszem, wierzę, że kobiety mogą być prezydentami, wszystkim, czym chcą, ale nie podobają mi się te ostateczne granice, do których doszły niektóre organizacje kobiece.
Terroryzm
Absolutnie nie lubię terrorystów. Porywaczy? To zależy. Są pewne motywacje polityczne, które wydają mi się nielegalne, ale przynajmniej wytłumaczalne. W terroryzmie istnieje z siedem czy osiem tendencji, począwszy od szaleńca, który porywa samolot, i sportowca, który zaoija przede wszystkim dla sportu. Gdybym był młodszy, nawet infantylny, może by mnie to pociągało! Do licha, strzelać zamiast rozmawiać czy startować w mistrzostwach narciarskich. To, co jest bardzo sportowe, jest niebezpieczne. A niebezpieczeństwo podoba mi się, lubię na nie patrzeć z bliska.
Kino
Nigdy nie chodzę teraz do kina. Bergman wcale mi się nie podoba. Nudził mnie bardzo, z wyjątkiem jednego czy dwóch jego filmów, których w tym momencie nawet nie pamiętam. Natomiast Felliniego nigdy nie zapomnę. Ten mnie fascynuje! Podoba mi się również Visconti z punktu widzenia formalnego: urzeka mnie jego świat, jego zewnętrzna rzeczywistość, meble, sufity, wielkie stoły, klejnoty kobiet i tak dalej... Jestem wielkim przyjacielem Carlosa Saury, bardzo go kocham, ale prawdą jest, że nie podoba mi się, gdy zaczyna moralizować, filozofować i głosić pseudometa- fizyczne tezy.
Aktorzy
Catherine Deneuve wypadła bardzo dobrze w „Piękności dnia". W „Tristanie" gorzej, ponieważ Tristana powinna być hiszpańską dziewczyną z Toledo, a wszyscy wiedzieli, że to Catherine Deneuve. To zresztą tylko moje przypuszczenia. Oczywiście, mogłem powiedzieć „nie", ale robiłem z nią „Piękność dnia", więc zaangażowałem ją do „Tristany". Podoba mi się bardzo w drugiej części, kiedy gra kulawą, reszta jest niedobra. Catherine Deneuve w roli sieroty z Toledo - to jest kompletny fałsz. Jeden z błędów filmu, przyznaję to. Catherine Deneuve jest ładna, ale zimna.
Nie mam szczególnych predylekcji, jeśli chodzi o aktorki, jestem poza tym. Gdy przystępuję do realizacji filmu, widzę wszystko obiektywnie, także aktorki i aktorów, mówię sobie: ten typ mi odpowiada, ten - nie. Zresztą nie mam wielu przyjaciół wśród aktorów, chyba dwóch: Paco Rabala, który był zawsze moim bardzo dobrym przyjacielem, a przyjaźń nawiązała się poprzez film. i naturalnie Fernando Reya. Fernando Rey, prócz tego, że jest bardzo dobrym aktorem, jest też bardzo inteligentny. Z pozostałymi mam tylko kontakt podczas kręcenia filmu.
Nie rozumiem, za co mnie cenią. Na przykład nie rozumiem, dlaczego mam w filmie nazwisko. Moje filmy są złe, niektóre bardzo złe. Dlatego właśnie nie rozumiem, skąd to nazwisko. Mówię zupełnie szczerze, to nie jest fałszywa skromność.
Wybór i tłumaczenie: Alicja Zalewska
Nie lubię ekshibicjonizmu, Elena Poniatowska, Luis Buñuel, Novedades de Mexico, Cambio 16, wywiad, Widmo wolności, Dyskretny urok burżuazji, Proust, Faulkner, John Dos Passos, Hemingway, Ostatnie tango w Paryżu, Bergman, Fellini, Visconti, Carlos Saura, Catherine Deneuve, Piękność dnia, Tristiana, Paco Rabala, Fernando Rey
Do czytania
- Polskie Cannes FILM: 26/1978, strona 16
- Promieniująca osobowość BB FILM: 26/1978, strona 17
- Nie lubię ekshibicjonizmu FILM: 26/1978, strona 18
Pozostałe strony
- strona 1 wydanie: 26/1978
- strona 2 wydanie: 26/1978
- strona 3 wydanie: 26/1978
- strona 4 wydanie: 26/1978
- strona 5 wydanie: 26/1978
- strona 6 wydanie: 26/1978
- strona 7 wydanie: 26/1978
- strona 8 wydanie: 26/1978
- strona 9 wydanie: 26/1978
- strona 10 wydanie: 26/1978
- strona 11 wydanie: 26/1978
- strona 12 wydanie: 26/1978
- strona 13 wydanie: 26/1978
- strona 14 wydanie: 26/1978
- strona 15 wydanie: 26/1978
- strona 16 wydanie: 26/1978
- strona 17 wydanie: 26/1978
- strona 18 wydanie: 26/1978
- strona 19 wydanie: 26/1978
- strona 20 wydanie: 26/1978
- strona 21 wydanie: 26/1978
- strona 22 wydanie: 26/1978
- strona 23 wydanie: 26/1978
- strona 24 wydanie: 26/1978