Jedna strona barykady
Kiedy oglądałem ten film przed rokiem, wszystko zdawało się jasne, teraz, gdy wszedł na nasze ekrany, niejedno się skomplikowano. „Utracona cześć Katarzyny Blum" Volkera Schlöndorffa i Margarethe von Trotta jest utworem publicystycznym, przy czym świetna to publicystyka. Wielowarstwowa, wyrazista, nieschematyczna. Zresztą nic dziwnego, skoro na ekran przeniesiono tekst tak znakomitego pisarza jak Heinrich Böll. Z tym wszystkim jednak trudno byłoby dzisiaj pogodzić się bez zastrzeżeń z tezami autorów dzieła.
Historia, którą film opowiada, jest więcej niż prosta. Dziewczyna przypadkowo poznaje młodego mężczyznę, zakochuje się i spędza z nim noc. Ponieważ jest on poszukiwanym przez policję terrorystą, bohaterka zostaje zatrzymana, a następnie poddana serii przesłuchań. Jednocześnie brukowa prasa opluskwia ją na wszelkie możliwe sposoby. W finale dziewczyna zabija reportera gazety, która praktycznie rzecz biorąc zniszczyła jej życie.
Nawet tak krótkie streszczenie pokazuje, jakich prawd autorzy chcieli dowieść. Są tu rzeczy oczywiste i niekwestionowalne. Sprawa pierwsza to kwestia prasy czy też po prostu propagandy. Że brukowce nie liczą się z prawdą, to rzecz powszechnie wiadoma. Że apelują do najniższych instynktów, to także jest jasne. Nieco mniej oczywiste jest powiązanie prasy brukowej z najbardziej wstecznymi ośrodkami władzy. Ale że coś takiego istnieje, tego film dowodzi bardzo przekonująco. W grę wchodzi więc nie tylko kłamstwo, nie tylko uproszczenie, nie tylko sensacja, lecz także polityka. Krótko mówiąc, kłamstwa są dobrze skalkulowane, uproszczenia świadome, sensacje znakomicie służą politycznym interesom.
Jeden z najlepszych współczesnych dziennikarzy, Günter Wallraff, w przebraniu i pod zmienionym nazwiskiem zaangażował się niedawno do springerowskiej „Bild Zeitung" (gazeta, o której mowa w filmie, to nic innego jak właśnie „Bild Zeitung"). Wszystko, co świetny reporter zobaczył na miejscu, doskonale potwierdza sugestie zawarte w filmie. Wygląda to dokładnie tak, jak Böll napisał, a reżyserzy pokazali. Jest jednak jeszcze jedna sprawa, która w „Katarzynie Blum" ma zasadnicze znaczenie. Rzecz jasna chodzi o fenomen terroryzmu.
Intencja Bölla, a za nim autorów filmu, była całkowicie oczywista - celowo podsyca się zbiorową histerię i świadomie tworzy urojone niebezpieczeństwo. A wszystko po to, by wzmocnić aparat przymusu, kontroli i represji. Straszy się społeczeństwo przy pomocy terrorystów po to, by go tym łatwiej zastraszyć później przy pomocy policji. Ten wątek poprowadzono w filmie bardzo efektownie. Z jednej strony samotny człowiek, podglądany, śledzony, podsłuchiwany i fotografowany, z drugiej - wszechwładny aparat śledczy. Krótko mówiąc, mrówka i słoń. W tej sytuacji łatwo przewidzieć reakcje widza czy czytelnika. Będą mniej więcej takie same, jak na głośnym filmie Reeda „Niepotrzebni mogą odejść" - opowie się po stronie prześladowanej, zagonionej i zaszczutej jednostki. Tym bardziej że sama historia Katarzyny Blum pouczy go, że nawet najbardziej gwałtowny bunt jednostki przeciw władzy jest uzasadniony psychologicznie i moralnie. Po swoich doświadczeniach z policją, prasą, przedstawicielami wyższych warstw społecznych Katarzyna powiada: wszystko to świnie, i właściwie ma rację. No i dobrze. Jednak od momentu, kiedy Böll napisał swoją powieść, upłynęło trochę czasu. I okazało się, że terroryzm to być może mrówka, ale za to szczególnie jadowita i niebezpieczna. Po całej serii zamachów i zabójstw - na czele z głośną sprawą Schleyera i porwaniem samolotu Lufthansy - wątpić należy, czy ktokolwiek będzie współczuł filmowemu Ludwikowi tylko dlatego, że osaczają go, samotnego i właściwie bezbronnego, samochody pancerne, helikoptery oraz dziesiątki uzbrojonych po zęby policjantów.
Rzecz jednak nie w tym, że terroryzm cieszy się ostatnio złą opinią i w związku z tym tezy Bölla budzą szereg wątpliwości. Chodzi o coś innego. Z całą pewnością idzie o kwestię dużo poważniejszą. Terroryzm współczesny kwestionuje cały system myślenia, którego Böll jest jedynie przedstawicielem. Zresztą wyjątkowo znakomitym. Myślę o tym typie liberalnego i z całą pewnością lewicowego światopoglądu, który użycza aprobaty moralnej wszelkiemu buntowi przeciw zastanej rzeczywistości. Okazuje się, że są formy buntu niedopuszczalne. Teraz zaś należy z tego twierdzenia wyciągnąć wszystkie: poznawcze, moralne i polityczne konsekwencje.
Film oskarża przemoc i bezprawie, ale wbrew temu, co głoszą autorzy dzieła, coraz wyraźniej widzimy, że istnieją one po obu stronach barykady.
Jerzy Niecikowski
Historia, którą film opowiada, jest więcej niż prosta. Dziewczyna przypadkowo poznaje młodego mężczyznę, zakochuje się i spędza z nim noc. Ponieważ jest on poszukiwanym przez policję terrorystą, bohaterka zostaje zatrzymana, a następnie poddana serii przesłuchań. Jednocześnie brukowa prasa opluskwia ją na wszelkie możliwe sposoby. W finale dziewczyna zabija reportera gazety, która praktycznie rzecz biorąc zniszczyła jej życie.
Nawet tak krótkie streszczenie pokazuje, jakich prawd autorzy chcieli dowieść. Są tu rzeczy oczywiste i niekwestionowalne. Sprawa pierwsza to kwestia prasy czy też po prostu propagandy. Że brukowce nie liczą się z prawdą, to rzecz powszechnie wiadoma. Że apelują do najniższych instynktów, to także jest jasne. Nieco mniej oczywiste jest powiązanie prasy brukowej z najbardziej wstecznymi ośrodkami władzy. Ale że coś takiego istnieje, tego film dowodzi bardzo przekonująco. W grę wchodzi więc nie tylko kłamstwo, nie tylko uproszczenie, nie tylko sensacja, lecz także polityka. Krótko mówiąc, kłamstwa są dobrze skalkulowane, uproszczenia świadome, sensacje znakomicie służą politycznym interesom.
Jeden z najlepszych współczesnych dziennikarzy, Günter Wallraff, w przebraniu i pod zmienionym nazwiskiem zaangażował się niedawno do springerowskiej „Bild Zeitung" (gazeta, o której mowa w filmie, to nic innego jak właśnie „Bild Zeitung"). Wszystko, co świetny reporter zobaczył na miejscu, doskonale potwierdza sugestie zawarte w filmie. Wygląda to dokładnie tak, jak Böll napisał, a reżyserzy pokazali. Jest jednak jeszcze jedna sprawa, która w „Katarzynie Blum" ma zasadnicze znaczenie. Rzecz jasna chodzi o fenomen terroryzmu.
Intencja Bölla, a za nim autorów filmu, była całkowicie oczywista - celowo podsyca się zbiorową histerię i świadomie tworzy urojone niebezpieczeństwo. A wszystko po to, by wzmocnić aparat przymusu, kontroli i represji. Straszy się społeczeństwo przy pomocy terrorystów po to, by go tym łatwiej zastraszyć później przy pomocy policji. Ten wątek poprowadzono w filmie bardzo efektownie. Z jednej strony samotny człowiek, podglądany, śledzony, podsłuchiwany i fotografowany, z drugiej - wszechwładny aparat śledczy. Krótko mówiąc, mrówka i słoń. W tej sytuacji łatwo przewidzieć reakcje widza czy czytelnika. Będą mniej więcej takie same, jak na głośnym filmie Reeda „Niepotrzebni mogą odejść" - opowie się po stronie prześladowanej, zagonionej i zaszczutej jednostki. Tym bardziej że sama historia Katarzyny Blum pouczy go, że nawet najbardziej gwałtowny bunt jednostki przeciw władzy jest uzasadniony psychologicznie i moralnie. Po swoich doświadczeniach z policją, prasą, przedstawicielami wyższych warstw społecznych Katarzyna powiada: wszystko to świnie, i właściwie ma rację. No i dobrze. Jednak od momentu, kiedy Böll napisał swoją powieść, upłynęło trochę czasu. I okazało się, że terroryzm to być może mrówka, ale za to szczególnie jadowita i niebezpieczna. Po całej serii zamachów i zabójstw - na czele z głośną sprawą Schleyera i porwaniem samolotu Lufthansy - wątpić należy, czy ktokolwiek będzie współczuł filmowemu Ludwikowi tylko dlatego, że osaczają go, samotnego i właściwie bezbronnego, samochody pancerne, helikoptery oraz dziesiątki uzbrojonych po zęby policjantów.
Rzecz jednak nie w tym, że terroryzm cieszy się ostatnio złą opinią i w związku z tym tezy Bölla budzą szereg wątpliwości. Chodzi o coś innego. Z całą pewnością idzie o kwestię dużo poważniejszą. Terroryzm współczesny kwestionuje cały system myślenia, którego Böll jest jedynie przedstawicielem. Zresztą wyjątkowo znakomitym. Myślę o tym typie liberalnego i z całą pewnością lewicowego światopoglądu, który użycza aprobaty moralnej wszelkiemu buntowi przeciw zastanej rzeczywistości. Okazuje się, że są formy buntu niedopuszczalne. Teraz zaś należy z tego twierdzenia wyciągnąć wszystkie: poznawcze, moralne i polityczne konsekwencje.
Film oskarża przemoc i bezprawie, ale wbrew temu, co głoszą autorzy dzieła, coraz wyraźniej widzimy, że istnieją one po obu stronach barykady.
Jerzy Niecikowski
Do czytania
- Sukces „Bilansu kwartalnego” w Chicago FILM: 6/1978, strona 2
- Jedna strona barykady FILM: 6/1978, strona 5
- Godzilla podstawia nogę FILM: 6/1978, strona 6
- 71 sekund ciszy FILM: 6/1978, strona 9
Pozostałe strony
-
strona 1 wydanie: 6/1978
-
strona 2 wydanie: 6/1978
-
strona 3 wydanie: 6/1978
-
strona 4 wydanie: 6/1978
-
strona 5 wydanie: 6/1978
-
strona 6 wydanie: 6/1978
-
strona 7 wydanie: 6/1978
-
strona 8 wydanie: 6/1978
-
strona 9 wydanie: 6/1978
-
strona 10 wydanie: 6/1978
-
strona 11 wydanie: 6/1978
-
strona 12 wydanie: 6/1978
-
strona 13 wydanie: 6/1978
-
strona 14 wydanie: 6/1978
-
strona 15 wydanie: 6/1978
-
strona 16 wydanie: 6/1978
-
strona 17 wydanie: 6/1978
-
strona 18 wydanie: 6/1978
-
strona 19 wydanie: 6/1978
-
strona 20 wydanie: 6/1978
-
strona 21 wydanie: 6/1978
-
strona 22 wydanie: 6/1978
-
strona 23 wydanie: 6/1978
-
strona 24 wydanie: 6/1978