Dźwięk
Kino jest snem, cieniem, zjawą. To najpiękniejsza definicja filmu niemego. Oddaje iluzoryczność ruchomych obrazów, ich niematerialność, zarazem niespodziewany porządek. Cisza, srebrna poświata, misterium. Nawet pianista w rogu sali nie rozbijał tego nastroju.
Potem przyszła epoka kina dźwiękowego, filmów z mówionym dialogiem, podkładem muzycznym, odgłosami ludzi i sprzętów. Kino wzbogaciło swoje środki ekspresji, często ulegało też spłaszczeniu, zmierzało ku naturalizmowi.
Zmysł wzroku i słuchu. Ten pierwszy odbiera równocześnie choć selektywnie, ten drugi - podobnie i spontanicznie, bodźce wzrokowe bardziej służą orientacji i kontemplacji, słuchowe - sygnalizacji, zaostrzają czujność.
Kontakt wizualny ze światem można przerwać w każdej chwili, wystarczy zamknąć oczy lub zasnąć; tak robi się na nudnych filmach i nudnych zebraniach. Kontaktu słuchowego nie można przerwać w sposób naturalny, słyszy się od urodzenia do śmierci, nawet w czasie snu mózg rejestruje i analizuje dochodzące odgłosy. Badania dowiodły, że np. kierowca samochodu lepiej reaguje na dźwięk gwizdka lub klaksonu niż na czerwone światło.
W doznaniach wzrokowych jest pewna ułudność, dziedzicznie zakodowana w świadomości. Człowiek pierwotny widział zjawiska, których nie rozumiał: zorzę polarną i fatamorganę, warkocz komety i błędne ogniki na bagnach. Widział, albo tak mu się zdawało, tajemnicze zjawy lub duchy pomordowanych towarzyszy bojów. Nie zawsze wierzył w świadectwa oczu.
Doznania słuchowe zawsze były konkretną informacją lub ostrzeżeniem; mógł skradać się wróg, mogła grozić lawina lub potop. Nawet nieznane źródło dźwięków było czymś konkretnym i ważnym.
Przez długie lata kino dźwiękowe traktowało bodźce słuchowe formalnie; największy postęp, najlepsze usprawnienia dramaturgiczne przyniosło mówione słowo, potem muzyka - specjalnie komponowana dla filmu lub specjalnie dobierana. Właściwy dźwńęk - szmery, odgłosy - sprowadzały się do roli ilustracji.
Atawistyczne znaczenie dźwięku, jego oddziaływanie na podświadomość zrozumiało dopiero najnowsze kino. Pomocny był rozwój techniki, nowe systemy rejestracji i odtwarzania, dające nie tylko złudzenie przestrzenności, lecz także operujące pełną skalą słyszalności, niekiedy posługujące się brzmieniami pozaprogowymi.
Ilustracja dźwiękowa do filmu „Trzęsienie ziemi” jest czymś więcej niż popisem techników i sprawdzianem aparatury. Prawda, że pomyślana była jako efekty sensacyjne, ale jej funkcja okazała się inna. Łoskot, dudnienie i pogłosy powodują wibrację powietrza w sali kinowej i drżenie ścian. Ta bezpośrednia fizyczność dźwięków odrywa się od wydarzeń na ekranie, alarmuje podświadomość widza, może nawet wyzwala instynktowne odruchy.
Ten rodzaj efektów dźwiękowych spotyka się najczęściej w filmach widowiskowych o sensacyjnej akcji; podobne rozwiązania zastosowano w „Gwiezdnych wojnach” i „Bliskich spotkaniach trzeciego stopnia”; w tym ostatnim to między innymi motyw melodii z zakodowaną informacją, spotęgowany przez wykonanie na gigantycznych organach.
O ile takie efekty akustyczne odwołują się do instynktownych odruchów widza, to w najnowszych filmach pogłębiono ich „treść”, wprowadzając coś w rodzaju semantycznych znaczen. Australijczyk Peter Weir zrealizował piękny i mądry film „Ostatnia fala”, stając w obronie pierwszych mieszkańców tego kontynentu i ich ginącej kultury. W filmie jest wątek sensacyjny, wysnuty z wierzeń i legend autochtonów. Ilekroć pojawiają się motywy metafizyczne i magiczne, towarzyszy im ni to dźwięk, ni to muzyka o zmiennej amplitudzie. To jakby nowoczesna wersja zawodzeń czarownika, tajemnicza i przejmująca, niosąca jakieś treści z zaświatów, bardziej przeczuwalne niż dające się pojąć.
Wreszcie „Wrzask” Jerzego Skolimowskiego. Krzyk, który zabija. To efekt tytułowy, pierwszoplanowy, choć estetycznie najmniej ważny. Ciekawsze są inne - rozwiązania: umiejętnie dozowane odgłosy naturalne, przede wszystkim kompozycje elektroniczne, w których jest konkretność i muzyczność.
Ten „czwarty” język filmu - poza dialogiem, muzyką i ilustracyjnymi odgłosami - zmienia estetykę kina, wyzwala bardzo silne emocje na pograniczu doznań podświadomych i pojmowanych. Wprowadza czynnik irracjonalny, w znaczeniu estetycznym - magiczny, odwołuje się do tego, co jest spoza obszaru kultury i umownych znaków, łączy fizyczność bodźca z metafizyczną treścią.
Kino poszerzyło swój obszar o obszar słyszalności. Nie tej, która informuje lub przenosi treści muzyczne, lecz tej, która wprawia w działanie mechanizmy skojarzeń, przeczuć, instynktów .
Aleksander Ledóchowski
Potem przyszła epoka kina dźwiękowego, filmów z mówionym dialogiem, podkładem muzycznym, odgłosami ludzi i sprzętów. Kino wzbogaciło swoje środki ekspresji, często ulegało też spłaszczeniu, zmierzało ku naturalizmowi.
Zmysł wzroku i słuchu. Ten pierwszy odbiera równocześnie choć selektywnie, ten drugi - podobnie i spontanicznie, bodźce wzrokowe bardziej służą orientacji i kontemplacji, słuchowe - sygnalizacji, zaostrzają czujność.
Kontakt wizualny ze światem można przerwać w każdej chwili, wystarczy zamknąć oczy lub zasnąć; tak robi się na nudnych filmach i nudnych zebraniach. Kontaktu słuchowego nie można przerwać w sposób naturalny, słyszy się od urodzenia do śmierci, nawet w czasie snu mózg rejestruje i analizuje dochodzące odgłosy. Badania dowiodły, że np. kierowca samochodu lepiej reaguje na dźwięk gwizdka lub klaksonu niż na czerwone światło.
W doznaniach wzrokowych jest pewna ułudność, dziedzicznie zakodowana w świadomości. Człowiek pierwotny widział zjawiska, których nie rozumiał: zorzę polarną i fatamorganę, warkocz komety i błędne ogniki na bagnach. Widział, albo tak mu się zdawało, tajemnicze zjawy lub duchy pomordowanych towarzyszy bojów. Nie zawsze wierzył w świadectwa oczu.
Doznania słuchowe zawsze były konkretną informacją lub ostrzeżeniem; mógł skradać się wróg, mogła grozić lawina lub potop. Nawet nieznane źródło dźwięków było czymś konkretnym i ważnym.
Przez długie lata kino dźwiękowe traktowało bodźce słuchowe formalnie; największy postęp, najlepsze usprawnienia dramaturgiczne przyniosło mówione słowo, potem muzyka - specjalnie komponowana dla filmu lub specjalnie dobierana. Właściwy dźwńęk - szmery, odgłosy - sprowadzały się do roli ilustracji.
Atawistyczne znaczenie dźwięku, jego oddziaływanie na podświadomość zrozumiało dopiero najnowsze kino. Pomocny był rozwój techniki, nowe systemy rejestracji i odtwarzania, dające nie tylko złudzenie przestrzenności, lecz także operujące pełną skalą słyszalności, niekiedy posługujące się brzmieniami pozaprogowymi.
Ilustracja dźwiękowa do filmu „Trzęsienie ziemi” jest czymś więcej niż popisem techników i sprawdzianem aparatury. Prawda, że pomyślana była jako efekty sensacyjne, ale jej funkcja okazała się inna. Łoskot, dudnienie i pogłosy powodują wibrację powietrza w sali kinowej i drżenie ścian. Ta bezpośrednia fizyczność dźwięków odrywa się od wydarzeń na ekranie, alarmuje podświadomość widza, może nawet wyzwala instynktowne odruchy.
Ten rodzaj efektów dźwiękowych spotyka się najczęściej w filmach widowiskowych o sensacyjnej akcji; podobne rozwiązania zastosowano w „Gwiezdnych wojnach” i „Bliskich spotkaniach trzeciego stopnia”; w tym ostatnim to między innymi motyw melodii z zakodowaną informacją, spotęgowany przez wykonanie na gigantycznych organach.
O ile takie efekty akustyczne odwołują się do instynktownych odruchów widza, to w najnowszych filmach pogłębiono ich „treść”, wprowadzając coś w rodzaju semantycznych znaczen. Australijczyk Peter Weir zrealizował piękny i mądry film „Ostatnia fala”, stając w obronie pierwszych mieszkańców tego kontynentu i ich ginącej kultury. W filmie jest wątek sensacyjny, wysnuty z wierzeń i legend autochtonów. Ilekroć pojawiają się motywy metafizyczne i magiczne, towarzyszy im ni to dźwięk, ni to muzyka o zmiennej amplitudzie. To jakby nowoczesna wersja zawodzeń czarownika, tajemnicza i przejmująca, niosąca jakieś treści z zaświatów, bardziej przeczuwalne niż dające się pojąć.
Wreszcie „Wrzask” Jerzego Skolimowskiego. Krzyk, który zabija. To efekt tytułowy, pierwszoplanowy, choć estetycznie najmniej ważny. Ciekawsze są inne - rozwiązania: umiejętnie dozowane odgłosy naturalne, przede wszystkim kompozycje elektroniczne, w których jest konkretność i muzyczność.
Ten „czwarty” język filmu - poza dialogiem, muzyką i ilustracyjnymi odgłosami - zmienia estetykę kina, wyzwala bardzo silne emocje na pograniczu doznań podświadomych i pojmowanych. Wprowadza czynnik irracjonalny, w znaczeniu estetycznym - magiczny, odwołuje się do tego, co jest spoza obszaru kultury i umownych znaków, łączy fizyczność bodźca z metafizyczną treścią.
Kino poszerzyło swój obszar o obszar słyszalności. Nie tej, która informuje lub przenosi treści muzyczne, lecz tej, która wprawia w działanie mechanizmy skojarzeń, przeczuć, instynktów .
Aleksander Ledóchowski
Do czytania
- W mocnym punkcie polskiego kina. O filmach Janusza Morgensterna FILM: 28/1978, strona 3
- Dźwięk FILM: 28/1978, strona 9
- Miłość i nienawiść. Rozważania na temat filmu „We władzy ojca" FILM: 28/1978, strona 20
Pozostałe strony
- strona 1 wydanie: 28/1978
- strona 2 wydanie: 28/1978
- strona 3 wydanie: 28/1978
- strona 4 wydanie: 28/1978
- strona 5 wydanie: 28/1978
- strona 6 wydanie: 28/1978
- strona 7 wydanie: 28/1978
- strona 8 wydanie: 28/1978
- strona 9 wydanie: 28/1978
- strona 10 wydanie: 28/1978
- strona 11 wydanie: 28/1978
- strona 12 wydanie: 28/1978
- strona 13 wydanie: 28/1978
- strona 14 wydanie: 28/1978
- strona 15 wydanie: 28/1978
- strona 16 wydanie: 28/1978
- strona 17 wydanie: 28/1978
- strona 18 wydanie: 28/1978
- strona 19 wydanie: 28/1978
- strona 20 wydanie: 28/1978
- strona 21 wydanie: 28/1978
- strona 22 wydanie: 28/1978
- strona 23 wydanie: 28/1978
- strona 24 wydanie: 28/1978